Nieracjonalne uroki gniewu
Gniew, gniew pospolity, zawsze budzi złe skojarzenia. Jest przejawem tryumfu emocji nad racjonalną oceną świata. Mędrcy radzą zatem, aby wystrzegać się gniewu. Ba, są też i tacy, którzy doradzają, aby w ogóle wyzbyć się wszelkich emocji i dopiero wtedy oceniać zjawiska i planować strategie.
Szkoła Zimnych Analityków czasem jednak niewiele różni się od Cechu Zimnych Drani, którzy największe szalbierstwa i niegodziwości popełniają li tylko w imię zimnej kalkulacji. Tak, tak!, sceptycznie uśmiechnięty Czytelniku. Pukasz się w czoło i zamierzasz odłożyć ten skromny tekścik do lamusa oczywistości, które niedorobieni autorzy wypisują, gdy nie mają kompletnie nic oryginalnego do zakomunikowania. Pozostaje mi więc obronić się prostym sztychem: a wiesz ty, Mój Kotku, że emocje często niosą więcej dobrego niż te wszystkie makiaweliczne hokus- pokus? „Czysty umysł” znajdziecie jedynie w książkach królewieckich filozofów. Gdyby Makiawel był tak lisio sprawny, nie miałby tak pokręconego żywota, jak miał. Piszę zatem swój tekścik w obronie emocji, choć nie tych odczuć prymitywnych durniów, którzy potrafią jedynie dyszeć jak byki na arenach i jak te byki niechybnie kończą. Piszę w obronie emocji, które budzą się, gdy ktoś dotknie tabu, świętości, obrazi nasze poczucie dobra i sprawiedliwości.
Racjonaliści, zimni wyznawcy szkiełka i oka, z reguły wiele mędrkują – jak nieszczęsny Makiawel – a niewiele robią. Emocjonaliści są bardziej dynamiczni, jeżeli zatem wyzbędą się ślepej furii, nienawistnej żądzy odwetu, zazdrosnej modlitwy o nieszczęście bliźniego, mogą zdziałać o wiele więcej niż zimni kalkulatorzy. Gdyby kalkulatorzy mieli udział w zbiorowych decyzjach naszego narodu, to pewnie do dziś dyszelibyśmy rozdarci między prusactwo, kacapię i austriackie gadanie. Możecie sobie zżymać się na emocjonalistów, ale to oni dokonali niemożliwego, podpalili lont, na końcu którego eksplodowała druga polska niepodległość. Bronię emocji, także tych zbiorowych, ważne jest jednak ich natężenie. Musimy bowiem baczyć, aby poziom emocji nigdy nie osiągnął takiego wrzenia, za którym zaczyna się już tylko prosta, socjotechniczna manipulacja. Racjonalna pozostaje zatem jedynie ocena faktu, czy nasze emocje są jeszcze nasze, czy też są już wzbudzane i podgrzewane przez kogoś z zewnątrz. Dlaczego tak uparłem się, aby bronić emocji w polityce, w życiu społecznym? Bo są szczere, prawdziwe, bo służą wzmocnieniu naszych więzi, bo bronią nas przez arktycznym chłodem współczesnych, globalnych kalkulacji.
Nie lubisz Czytelniku Sorosa? Nie wstydź się tego, nie jesteś sam, wielu z nas nie znosi tego zgrzybiałego manipulatora i oszusta. Istnieje szczególna kategoria gniewu, czysta i szczera. To święty gniew, który powstaje, gdy depczą nam świętości, wartości najważniejsze dla naszej wspólnoty, gdy gwałcą nasze – wypracowane w indywidualnych i zbiorowych sumieniach – poczucie sprawiedliwości. Istnieją momenty, gdy należy owym świętym gniewem wybuchnąć, gwałtownie wystąpić w obronie spraw, które są nienaruszalne. Świętym gniewem zapałał Pan Jezus, gdy ujrzał przekupniów w świątyni, i z powrozów skręcił bicz. Świętym gniewem zapałają Polacy, gdy kolejny rząd nie spełni pokładanych w nim nadziei, a całe gadanie wokół okaże się sprytną ściemą. „Dobra zmiano”, módl się, abyśmy nie zapałali świętym gniewem, bo wtedy, jak kamienie z piosenki Krystyny Prońko, „polecimy jak lawina, przez noc, przez noc”.
Witold Gadowski