Krótkie opowiadanie: „Ciało bez duszy“
Chciałbym iść pod prysznic. Zmyć z siebie brud. Wiem, że to nie wystarczy, aby oczyścić sumienie i zacząć od nowa.
A może taki zwykły, popołudniowy prysznic, który symbolicznie zmyje ślady grzechów ubiegłej nocy. Mógłbym to sobie nawet wmówić – czemu nie? Woda kapie cicho ze starej głowicy nad rdzawiącej wannie, tak jakby spokojnie wołała, zapraszała do siebie. Po stanie wanny widać, że zaprasza już od kilku lat w ten sam sposób, bez nachalności i pustych obietnic, ale wyobrażam sobie, że jest mało chętnych. Ładna taka idea. Restart życiowy via prysznic. Pogadać można z kobietą reklamującą szampon do wzmocnienia pofarbowanych włosów. Odrobinę fantazji i ho – konfesjonał.
Coś w tym jest. Coś chorego, bo nadal z całej siły wmawiam sobie, że myjąc się w jakimś mi obcym miejscu i gadając z szamponem, w przestrzeni kompletnie oderwanej od rzeczywistości, osiągnę swój od dawna wymarzony cel. Aczkolwiek wiem, że na co dzień żyję i umieram w innym ładzie. Tam nie ma dobra ani zła Tam jesteśmy tylko my. Myłem się już dwa razy. Dwa razy tłumaczyłem tej pani z pięknymi, falistymi włosami , że jest mi strasznie przykro i, że wolałbym już tutaj nie być. Za pierwszym razem słuchała, ale za drugim już nie. Odwróciła się, a ja znów zostałem sam. Bez wcześniej sobie obiecanego rozgrzeszenia, bez pokuty, bez krystalicznie czystej radości wynikającej z wiary w przebaczenie.
Błagałem na kolanach o litość tą, którą wówczas nie miałem dla niej. Gdybym mógł zacząć od nowa, zostawić wszystko za sobą i być… człowiekiem, a nie tchórzliwym zwierzem, kierującym się prymitywnymi zachciankami oraz brutalnymi instynktami. Dawno już przestałem być człowiekiem. Może jak się umyję jeszcze raz i przeproszę jeszcze raz i uklęknę jeszcze raz, to może mi odda duszę, albo przynajmniej część, kawałek, żebym mógł za co złapać. Moje ciało jest celą więzienną. Jest jedno pomieszczenie dla jednego konkretnego jeńca, którego zastąpić nie można. Zmarł dawno temu, zdechł, ale cela została. Po co istnieje cela poświęcona osobie, której nie ma? Robot przynajmniej wzbudzą sympatie przez śmiesznie promieniujące światełka na miejscu twarzy.
Nie skarżę się. Ja wiem, oni wiedzą, ale najważniejsze, że ona wie o moim cierpieniu. Od lat błagam Szamponówne przekazanie wiadomości. Umieram. Umieram codziennie w piekielnym bólu i rażącym strachu przed następnym dniem, przed następną śmiercią. Chcę żebyś wiedziała, że czorty szatana podpalają powietrze w moich płucach, wbijają swe kolczate widły w me plecy i krzyczą paraliżującym głosem „litości, błagam, litości”, abym nigdy nie stanął i nigdy nie zapomniał kim jestem – bydłem.
jt