Czyja będzie Polska? Premiera Jana Olszewskiego o Polsce
Czyja będzie Polska? „Dzisiaj widzę, że to, czyja będzie Polska, musi się dopiero rozstrzygnąć” – słynne zdanie wypowiedziane przez premiera Jana Olszewskiego padło w noc obalenia jego rządu w 1992 roku. 4 czerwca minęło 30 lat od tamtych wydarzeń.
Dziedzictwo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej „Musimy podjąć wyzwanie szybko biegnącej historii. Musimy sprostać chlubnym tradycjom naszego narodu. Świadomi naszych słabości i wad, z pokorą, ale w poczuciu dziejowej odpowiedzialności musimy starać się podjąć dziedzictwo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej” – powiedział premier Olszewski w exposé z 21 grudnia 1991 r. Jego rząd był pierwszym w okresie powojennym wyłonionym po w pełni wolnych wyborach. Stawiał sobie dalekosiężne i ambitne cele, od początku jednak miał niepewną pozycję gabinetu mniejszościowego i nie cieszył się poparciem ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy. Bezpośrednią przyczyną czerwcowego puczu przeciwko rządowi Olszewskiego stała się kwestia ustawy lustracyjnej, przegłosowanej przez Sejm na wniosek Janusza Korwin – Mikkego, a zrealizowanej przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza. Przyczyn tego zamachu stanu było jednak wiele.
Wśród nich na pierwszy plan wybija się kwestia rosyjskich wojsk, która poróżniła premiera z prezydentem – ten pierwszy chciał natychmiastowego wycofania armii okupanta z Polski, drugi zaś postulował o wiele łagodniejsze rozwiązania. W opinii ówczesnego szefa Urzędu Ochrony Państwa Piotra Naimskiego, podstawowa przyczyna puczu 4 czerwca tkwiła w obszarach politycznym i militarnym, ale przede wszystkim w sferze gospodarczej. „Dyskusja na temat powodów odwołania rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992 roku została przysłonięta problemem lustracji, czyli ujawnienia agentury komunistycznej w Polsce. Mówię, że została przysłonięta, dlatego że tak naprawdę powodem odwołania rządu Jana Olszewskiego było zanegowanie podstawowych ustaleń «okrągłego stołu» z 1989 roku, czyli kompromisu z komunistami, który zakładał utrzymanie struktur, ludzi i własności – w szczególności w sektorze gospodarczym – w rękach spadkobierców PRL-u. Postawa Jana Olszewskiego i strategia rządu spowodowały gwałtowny opór. Mówię to nie bez powodu. Po pierwsze rząd sprzeciwił się ustalonej w 1989 r. formie prywatyzacji gospodarki.
Trzeba pamiętać, że proces prywatyzacji był prowadzony bardzo szybko w roku 1990 i 1991” – przypomniał w rozmowie z PAP Naimski. „To było robione pod różnymi pretekstami. Duża część polskiej gospodarki przechodziła w ręce aparatczyków PZPR-u z dawnej epoki. Wtedy było takie powiedzenie, że «legitymacje partyjne zamienili na książeczki czekowe». Zatrzymanie tego procederu zostało uznane za zamach na ustalenia, które w 1989 roku zostały poczynione m.in. w Magdalence. Druga rzecz, która była istotnym powodem, można powiedzieć, nienawiści w stosunku do rządu Olszewskiego, to jego stosunek i plany wobec wojska, a w szczególności WSI, czyli struktury wojskowych służb specjalnych, które pod tą nową nazwą zostały przeniesione do nowej – jak nam się wydawało – Polski” – dodał. Jak wskazał Naimski, wysiłki premiera Olszewskiego, aby w jednoznaczny sposób dążyć do włączenia Polski w struktury Paktu Północnoatlantyckiego były torpedowane przez prezydenta. „Lech Wałęsa w tamtym czasie miał dziwaczne pomysły. Na przykład w momencie, kiedy premier Jan Olszewski jechał z wizytą do Waszyngtonu i miał w swojej agendzie jasne wystąpienie z postulatem przyjęcia Polski do NATO, prezydent zadeklarował publicznie, że będzie
popierał coś, co nazwał NATO-bis, czyli tak naprawdę utrzymanie w innej formie pozostałości Układu Warszawskiego. Moim zdaniem to była dywersja, świadomie poczyniona w stosunku do działania rządu. Podobnie zresztą było z EWG, ze wspólnotami europejskimi. Wałęsa znowu chciał Polskę trzymać w jakiejś szarej strefie pomiędzy Rosją a Europą Zachodnią i nazywał to EWG-bis” – powiedział Naimski.
Popatrzeć ludziom w oczy
Lech Wałęsa stał się jednym z głównych architektów „nocnej zmiany”, jak nazwano później pucz przeciwko rządowi Olszewskiego. To w jego gabinecie odbyła się narada, podczas której Donald Tusk domagał się „policzenia głosów”, potrzebnych do obalenia premiera, a na stanowisko nowego szefa rządu został wskazany Waldemar Pawlak. Nazwisko Lecha Wałęsy znalazło się na tzw. „liście Macierewicza”, ujawniającej dane tajnych współpracowników służb komunistycznych, którzy w tzw. „wolnej Polsce” pełnili wysokie funkcje polityczne. „Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów” – głosiła treść komunikatu przekazanego 4 czerwca w południe Polskiej Agencji Prasowej przez Kancelarię Prezydenta. Kilkadziesiąt minut później oświadczenie zostało wycofane, a sam Lech Wałęsa stwierdził, że dowody przeciwko niemu zostały sfabrykowane.
Wieczorem tego samego dnia Telewizja Polska nadała wystąpienie premiera Olszewskiego, w którym premier powiedział: „Uważam, że naród polski powinien mieć poczucie, iż wśród tych, którzy nim rządzą, nie ma ludzi pomagających UB i SB utrzymywać Polaków w zniewoleniu. Uważam, że dawni współpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski. Naród powinien wiedzieć, że nieprzypadkowo właśnie w chwili, kiedy możemy ostatecznie oderwać się od komunistycznych powiązań, staje się nagły wniosek o odwołanie rządu”. Głosowanie przeciwko jego rządowi odbyło się w nocy z 4 na 5 czerwca. Tuż przed nim premier zwrócił się do parlamentarzystów: „Chciałbym mianowicie, wtedy, kiedy ten gmach opuszczę, kiedy skończy się dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogę się poruszać tylko samochodem albo w towarzystwie torującej mi drogę i chroniącej mnie od kontaktu z ludźmi eskorty, że wtedy, kiedy się to wreszcie skończy – będę mógł wyjść na ulice tego miasta, wyjść i popatrzeć ludziom w oczy. I tego wam – Panie Posłanki i Panowie Posłowie – życzę po tym głosowaniu”.
Michał Korwid