Nauka polskiego przez sport
Nic tak dobrze nie uczy języka polskiego jak spędzanie 24 godzin na dobę z chłopakami znającymi ten język. Uczestnicy obozów mieszkają razem, wspólnie jedzą, trenują, wspólnie się bawią. W ten sposób szybko przełamują barierę językową i wracają z obozów bardzo zainteresowani kontynuacją nauki polskiego – mówi Sławomir Strychoń, trener projektu Polonia United, Młodzieżowej Reprezentacji Berlina oraz zawodnik drużyny Ü40 w klubie Hertha Berlin w rozmowie z Agnieszką Żurek.
– Prowadzi Pan drużynę zrzeszającą grających w najwyższej lidze w Berlinie.
Tak, chcę tym chłopcom dać też szansę udziału w różnych wyjazdach na ambitne turnieje międzynarodowe.
– W jakim wieku są to chłopcy?
Teraz już posiadamy osiem kategorii wiekowych, czyli od rocznika 2007 do 2014.
– Drużyna to tylko spotkanie ze sportem, czy także coś więcej? Budowanie wspólnoty narodowej, poczucia polskości?
Staramy się właśnie takie poczucie polskości budować, wyjeżdżając często do Polski na różne turnieje. Jeździmy 3-4 razy w roku na obozy piłkarskie do Polski. Często zdarza się, że dołączający do nas chłopcy nie umieją jeszcze mówić po polsku, a wyjazd integracyjny okazuje się tutaj pozytywnym przełomem. Nic tak dobrze nie uczy języka polskiego jak spędzanie 24 godzin na dobę z chłopakami znającymi ten język. Uczestnicy obozów mieszkają razem, wspólnie jedzą, trenują, wspólnie się bawią. W ten sposób szybko przełamują barierę językową i wracają z obozów bardzo zainteresowani kontynuacją nauki polskiego. Podczas naszych obozów integrują się młodzi sportowcy z Polski i z Niemiec, co jest bardzo pozytywne dla obu tych grup.
– Jak im się podoba na obozach?
Bardzo. Organizowane przez nas wyjazdy cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Kiedy ogłosiliśmy nabór na obóz w Polsce nad morzem, w ciągu tygodnia już nie było wolnych miejsc.
– Co młodzież najbardziej ceni?
Integrację, wspólne spędzanie czasu w gronie rówieśników. Lubią ze sobą rozmawiać, uprawiać sport, spacerować, zwiedzać. Nasze obozy mają charakter nie tylko sportowy, ale i krajoznawczy. Kiedy dokądś wyjeżdżamy, zawsze staramy się przy okazji zwiedzić najciekawsze miejsca w okolicy, dowiedzieć się czegoś o danym regionie, poznać jego kulturę i tradycję. Wynajmujemy przewodników, aby oprowadzali nas i opowiadali o okolicznych perełkach sztuki, kultury, nauki czy przyrody. Dbamy o to, żeby młodzież jak najwięcej z tych wyjazdów skorzystała, także w obszarze edukacji i kultury.
– Jakie miasta i miasteczka odwiedzili Państwo w Polsce do tej pory?
Jeśli chodzi o miejscowości nadmorskie, to byliśmy w Pobierowie i w Rewalu. W górach z kolei odwiedziliśmy Świeradów-Zdrój. Był to obóz zimowy, powiązany także z jazdą na nartach.
– Jak wygląda typowy dzień na obozie?
Wstajemy o siódmej rano, przed śniadaniem mamy już pierwszy trening – rozbieganie, czyli około 5-6 kilometrów biegania. Potem prysznic, śniadanie, dwie godziny odpoczynku i zaczynamy drugi trening południowy. Po treningu jest chwila przerwy, obiad, po obiedzie znowu przerwa, a potem trzeci trening wieczorny, przed kolacją.
– Intensywnie.
Tak. Plus wycieczki, staramy się wybrać raz lub dwa razy w ciągu obozu na całodniową wycieczkę, spędzając wtedy około sześciu godzin w terenie.
– Chłopcy są grzeczni podczas tych wyjazdów?
Tak, na ogół bardzo im się podoba i nie ma z nimi żadnych problemów.
– Za bardzo są zmęczeni, żeby rozrabiać (śmiech).
To prawda, po treningach czasem już nie mają siły na wygłupy. Dodatkowo na ogół mamy hotele z basenami, więc po kolacji chłopaki mogą jeszcze odpocząć na basenie czy posiedzieć w jacuzzi. A potem cisza nocna i spanie.
– Spotkał się Pan z refleksją u chłopaków odnośnie Polski, polskiej kultury, czegoś, co odkryli, co stało się dla nich nowością w stosunku do ich codziennego życia? Coś ich zaciekawiło szczególnie?
Polskie sklepy (śmiech). Różnorodność polskiego jedzenia, przede wszystkim chrupek i chipsów (śmiech). Ale nie tylko tego, generalnie bardzo smakuje im polska, tradycyjna, domowa kuchnia i dbamy o to, żeby takie właśnie wyżywienie zapewnić młodzieży na obozach. Czasem nawet słyszę od rodziców, że dzięki naszym wyjazdom ich dzieci polubiły na przykład zupę pomidorową, której wcześniej nie chciały jeść.
– To samo dotyczy chęci do nauki języka, jak już Pan wcześniej wspomniał.
Tak, bywa, że na obozie mamy chłopaków z rodzin mieszanych, gdzie Polką czy Polakiem jest tylko jeden z rodziców, a dziecko nie używa na co dzień języka polskiego. Podczas naszych wyjazdów uczą się go naprawdę szybko. Działa to także w drugą stronę – dzieciaki z Polski podczas naszych wyjazdów szybko podłapują słówka niemieckie, uczą się wzajemnie wesołych polskich i niemieckich piosenek.
– Czy zdarzają się akty dyskryminacji na tle narodowościowym z którejkolwiek strony?
Nie, absolutnie. Atmosfera jest bardzo dobra, nigdy nie spotkałem się z jakąkolwiek niechęcią wobec Polaków w naszym sportowym środowisku.
– Czy rola trenera jest trudna? Pełni Pan bardziej rolę ojca czy kumpla?
Jestem ich kolegą, ale do pewnych granic. Chłopaki wiedzą, że zarówno na boisku, jak i poza nim obowiązują pewne reguły zachowania i że trzymamy się określonych zasad. Nie znaczy to jednak, że atmosfera ma być sztywna, przeciwnie, możemy się pośmiać, pożartować, chętnie z każdym z chłopaków pogadam, wysłucham, doradzę, wesprę, jeśli będzie trzeba. Ważny jest wzajemny szacunek i to nam się chyba udaje. Absolutnie nie oczekuję, żeby chłopcy stali na baczność, kiedy wchodzi trener. Działamy na luzie, bez ciśnienia, ale – jak już wspomniałem – są pewne granice i chłopaki wiedzą, że jeżeli mnie wkurzą, będą mieć przerąbane (śmiech).
– Dokąd wybierają się Państwo na najbliższy obóz?
Jedziemy w sierpniu do Pobierowa. W ramach współpracy zaprosiliśmy po raz pierwszy typowy zespół niemiecki Hertha Zehlendorf. Cała ich drużyna jedzie z nami do Polski na obóz.
– Ile osób razem?
Ponad setka, w różnych kategoriach wiekowych dzieci.
– To będzie się działo. Udanego obozu życzę!
Dziękuję!