HistoriaSpecials

Święty Maksymilian – męczennik miłości

„Was will dieses polnische Schwein?” („Czego chce ta polska świnia?”) – „Ich will sterben für ihn” („Chcę umrzeć za niego”). „Wer bist du?” („Kim jesteś?”). „Ich bin ein polnischer katholischer Priester” („Jestem polskim księdzem katolickim”). 14 sierpnia 1941 roku narodził się dla Nieba Święty Maksymilian Kolbe.

Dwie korony

Przyszedł na świat w wielodzietnej, pobożnej polskiej rodzinie katolickiej w Zduńskiej Woli. Rodzina od pokoleń trudniła się tkactwem i taką drogę zawodową planowała także dla przyszłego ojca Maksymiliana. Szybko jednak okazało się, że Niebo miało dla niego inne plany.

„Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił się. (…) Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytam się go, co się z tobą dzieje? (…) Drżąc ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: jak mama mi powiedziała, co to z ciebie będzie, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem, wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę… Wówczas Matka Boża mile na mnie spoglądnęła i znikła” – pisała matka ojca Maksymiliana, Marianna, w liście do franciszkanów z Niepokalanowa.

Przyszły wielki święty Kościoła Katolickiego jako dziecko miał żywy temperament. Jak wspomina Pani Marianna: „Był chłopcem bardzo żywym, bystrym, trochę łobuzowatym, ale z trzech moich synów wobec nas, rodziców, był najbardziej posłuszny. Miałam w nim prawdziwą pomoc. Kiedy z mężem udawałam się do pracy, Rajmund zajmował się kuchnią, robieniem porządków w domu, załatwiając również wiele innych rzeczy.”

Szybko odkrył powołanie zakonne. Nowicjat w zakonie franciszkanów rozpoczął jako 16-letni chłopak, w 1910 roku. Cztery lata później złożył śluby wieczyste. Był człowiekiem gruntownie wykształconym, uzyskał doktorat z filozofii i teologii, interesował się także matematyką i fizyką. W 1915 roku przedstawił w urzędzie patentowym szkic „Eteroplanu”, maszyny umożliwiającej podróż w kosmos – był to projekt pojazdu międzyplanetarnego opartego na zasadzie trójczłonowej rakiety nośnej.

Rycerz Niepokalanej

W 1917 roku przebywając w Rzymie i będąc świadkiem gwałtownych wystąpień masonerii przeciwko Kościołowi i papieżowi założył Rycerstwo Niepokalanej, powołane do obrony wiary katolickiej w całkowitym zawierzeniu Matce Najświętszej. Po powrocie do Polski podjął intensywną pracę duszpasterską i ewangelizacyjną, szczególnie poprzez media katolickie. Wydawany przez niego „Rycerz Niepokalanej” osiągnął tuż przez wojną nakład miliona egzemplarzy.

Ojciec Maksymilian zbudował od zera i fantastycznie rozwinął klasztor franciszkański w Niepokalanowie, który w krótkim czasie stał się największym klasztorem katolickim na świecie. Przed wojną mieszkało tam 800 braci.

„Można podziwiać gorliwość o. Maksymiliana i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że był to człowiek poważnie chory na gruźlicę i dawano mu niewiele lat życia. Był po prostu niezdatny do pracy, ani jako profesor w seminarium, ani jako kaznodzieja, a nawet jako kapłan. Przełożeni wysyłali go kilkakrotnie na wypoczynek, do sanatorium. Zakazali mu nawet zajmować się Rycerstwem i „Rycerzem“. Mógł działać jedynie jako zwykły członek” – pisali o nim współbracia franciszkanie.

Mimo wątłego zdrowia, ojciec Maksymilian podjął się działalności misjonarskiej w dalekiej Japonii, zakładając tam kolejny Niepokalanów i wydając po japońsku „Rycerza Niepokalanej”, którego nakład osiągnął 50 tys. egzemplarzy. Praca misyjna polskiego franciszkanina wydała owoce w postaci nawróceń i powołań zakonnych oraz kapłańskich.

Ojciec Maksymilian prowadził ascetyczny tryb życia, a jednocześnie nie żałował sił i środków na cele ewangelizacyjne. Korzystał z wszelkich zdobyczy techniki i nauki, aby głosić Słowo Boże. W 1936 roku udał się do Berlina na pierwszy pokaz telewizji, chcąc wykorzystać to medium do celów ewangelizacyjnych, a w 1938 roku założył w Niepokalanowie radiostację. Wydawany w Niepokalanowie „Mały Dziennik” był codzienną gazetą katolicką kolportowaną w całej Polsce i prężnie się rozwijającą. Tę prowadzoną z rozmachem działalność ewangelizacyjną przerwał brutalnie atak Niemiec i Rosji sowieckiej na Polskę.

„U mnie wszystko dobrze”

Gdy rozpoczęła się wojna, ojciec Maksymilian udzielał w klasztorze w Niepokalanowie schronienia uciekinierom i rannym, ukrywał w nim także Żydów. „Jesteśmy gotowi oddać życie za nasze ideały“ – mówił. Został wraz z innymi braćmi wywieziony do obozu na terenie Niemiec, skąd zwolniono go w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. 17 lutego 1941 roku został jednak aresztowany przez gestapo i przewieziony do więzienia na Pawiaku, a następnie do Auschwitz.

„Oświęcim, 15 VI 1941. Nazwisko: Kolbe Rajmund. Urodzony: 8 I 1894. Numer obozowy: 16 670. Moja kochana Mamo. Pod koniec miesiąca maja przyjechałem z transportem do obozu w Oświęcimiu. U mnie jest wszystko dobrze. Kochana Mamo, bądź spokojna o mnie i o moje zdrowie, gdyż dobry Bóg jest na każdym miejscu i z wielką miłością pamięta o wszystkich i o wszystkim. Byłoby dobrze przed moim następnym listem nie pisać do mnie, ponieważ nie wiem, jak długo tu pozostanę. Z serdecznymi pozdrowieniami i pocałunkami, Kolbe Rajmund” – pisał do matki z obozu.

Sam schorowany i znienawidzony przez obozowych strażników jako kapłan katolicki, wspierał i podnosił na duchu współwięźniów, potajemnie ich spowiadając, odprawiając Msze Święte i służąc dobrym słowem. „Umacniał nasze dusze i sprawiał, że mieliśmy więcej ufności w Bogu i osłabiał nasz lęk przed śmiercią… Pamiętam jak mówił: Ja nie boję się śmierci; boję się grzechu. Zachęcał nas, aby nie bać się śmierci i aby mieć na sercu zbawienie naszych dusz. Mówił, że jeśli nie będziemy obawiać się niczego, oprócz grzechu, modląc się do Chrystusa i szukając wstawiennictwa Maryi, poznamy pokój. Potem ukazywał nam Chrystusa, jako jedyne pewne oparcie i jedyną pomoc, na którą mogliśmy liczyć. Widzieliśmy jak on sam oddawał całe swoje życie, przeżywane w obozie koncentracyjnym, w ręce Boga: całkowicie się mu powierzał, miłując Chrystusa i Matkę Bożą ponad wszystko i przekonywał nas poprzez tę miłość. Naprawdę wydawało się, że nie ma większej siły od tej, która od niego emanowała.” – wspominał Aleksander Dziuba, więzień Auschwitz.

Ojciec Maksymilian emanował miłością w piekle na ziemi, jakim był niemiecki obóz koncentracyjny. Nie czynił względu na osoby, wspierał współtowarzyszy niedoli niezależnie od ich wyznania, narodowości i stanu ducha. „Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się, szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami, o. Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, ocierał zawsze moje łzy. Straciłem wiarę, a o. Kolbe mi ją przywrócił! Jestem Żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki Żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. On wiedział, że jestem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są Żydami, katolikami lub jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość” – wspominał po wojnie Żyd Zygmunt Gorson.

„Chcę umrzeć za niego”

Cela śmierci Ojca Maksymiliana.

Po ucieczce z Auschwitz jednego z więźniów, Niemcy postanowili ukarać śmiercią głodową dziesięciu innych. Świadkiem tego zdarzenia był też więzień tego bloku Michał Micherdziński. „O. Maksymilian szedł w więziennym pasiaku, z miską u boku, w drewniakach. Nie szedł jak żebrak, ani też jak bohater. Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji. Stanął spokojnie przed oficerami. Cała świta, która dokonywała selekcji, wszyscy stali i patrzyli po sobie, nie wiedzieli, co robić. Wreszcie opamiętał się kierownik obozu i wściekły, zapytał swojego zastępcę:

– „Was will dieses polnische Schwein?” (pol. Czego chce ta polska świnia?).

Zaczęli szukać tłumacza, ale okazało się, że tłumacz jest zbędny. O. Maksymilian w postawie na baczność odpowiedział spokojnie po niemiecku:

– „Ich will sterben für ihn” (pol. Chcę umrzeć za niego)

i wskazał lewą ręką na stojącego obok Gajowniczka. Padło kolejne pytanie:

– „Wer bist du?” (pol. Kim jesteś?)

– „Ich bin ein polnischer katolischer Priester” (pol. Jestem polskim księdzem katolickim.)

  1. Maksymilian, mimo iż wiedział, jak Niemcy traktują polskich księży, nie bał się przyznać do swojego kapłaństwa. Panowała wtedy nieznośna cisza. Każda sekunda wydawała się trwać wieki. Wreszcie stało się coś, czego do dzisiaj nie mogą zrozumieć ani Niemcy, ani więźniowie. Kapitan SS, który zawsze zwracał się do więźniów przez wulgarne „ty”, zwrócił się do o. Maksymiliana per „pan”:

– „Warum wollen Sie für ihn sterben?” (pol. Dlaczego pan chce umrzeć za niego?)

  1. Maksymilian odpowiedział:

– „Er hat eine Frau und Kinder” (pol. On ma żonę i dzieci.)

Po chwili esesman powiedział:

– „Gut” (pol. Dobrze)”

– zrelacjonował Micherdziński.

„W bunkrze znajdował się o. Kolbe do naga rozebrany i czekał na śmierć głodową. Zaduch był straszny, posadzka cementowa, tylko wiadro na potrzeby naturalne. Ojciec Kolbe nigdy nie narzekał. Głośno się modlił tak, że i jego współtowarzysze mogli go słyszeć i razem z nim się modlić. Z celi, w której znajdowali się ci biedacy, słyszano codziennie głośne odprawianie modlitw, różańca i śpiewy, do których przyłączali się też więźniowie z sąsiednich cel. Umarł po dwóch tygodniach zgładzony zastrzykiem fenolu. Ojciec Kolbe umiał pocieszyć ludzi. Współwięźniowie narzekali i w rozpaczy krzyczeli i przeklinali. Po jego słowach uspokajali się. Gdy miałem jego ciało z celi wynieść, siedział na posadzce oparty o ścianę i miał oczy otwarte. Jego ciało było czyściutkie i promieniowało. Jego twarz oblana była blaskiem pogody. Wzrok o. Kolbe był zawsze dziwnie przenikliwy. SS-mani go znieść nie mogli i krzyczeli: Patrz na ziemię, nie na nas! Pewnego razu podziwiając jego męstwo za życia mówili między sobą: Takiego klechy jak ten nie mieliśmy tu jeszcze. To musi być nadzwyczajny człowiek” – wspominał Bruno Borowiec, tłumacz Bloku śmierci w Auschwitz.

W 1971 roku ojciec Maksymilian Kolbe został beatyfikowany przez papieża Pawła VI, a w 1982 roku kanonizowany przez swojego rodaka, św. Jana Pawła II. Polski papież podczas homilii w czasie Mszy kanonizacyjnej na Placu Świętego Piotra powiedział: „Ojciec Maksymilian Kolbe, więzień obozowy, upomniał się w obozie śmierci o prawo do życia niewinnego człowieka – jednego z milionów. Ten człowiek (Franciszek Gajowniczek) żyje po dzień dzisiejszy, i jest wśród nas obecny. Ojciec Kolbe upomniał się o prawo do życia, wyrażając gotowość pójścia na śmierć w jego zastępstwie, ponieważ tamten był ojcem rodziny i jego życie potrzebne było najbliższym. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe potwierdził w ten sposób prawo Stwórcy do życia niewinnego człowieka, dał świadectwo Chrystusowi i miłości”.

Agnieszka Żurek

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert