Ksiądz Józef Szotowski z Bochum
Ksiądz Józef Szotowski to niezwykła postać, która prawie całkowicie została w Polsce i w Niemczech w kręgach polonijnych zapomniana. A warto się życiu tego nietuzinkowego kapłana kościoła katolickiego nieco dobitnej przyjrzeć.
Ksiądz Józef Szotowski urodził się w Biskupcu w 1842 roku. Lata szkolne włącznie z maturą spędził w Braniewie, które należało wtedy jako Braunsberg do Prus Wschodnich. Święcenia kapłańskie, po nauce w seminarium pelplińskim, przyjął w roku 1867. Zaczął pracować jako wikary na terenach południowych Kaszub, w Kościerzynie i Człuchowie.
Po latach intensywnej pracy jako wikary, a później jako administrator parafii w Pelplinie, został w roku 1884 niespodziewanie przeniesiony do diecezji Paderborn. Mianowano tam księdza Szotowskiego wikarym w parafii p.w. św. Piotra i Pawła w Bochum (Propsteikirche). Głównym zadaniem księdza Szotowskiego miała być posługa duszpasterska pośród nie tylko tak zwanych „Ruhrpolen”, ale całej polskiej społeczności na terenach Zagłębia Ruhry. Wraz z przybyciem wielu pracowników z Polski do kopalń w Westfalii, wzrastało wśród polskiej migracji zapotrzebowanie na msze święte w języku polskim.
Dowodem tego są różne petycje stowarzyszeń polskich w Dortmundzie i w Gelsenkirchen, jak również niemieckich duchownych, którzy nie byli w stanie na bazie językowej sprostać temu zapotrzebowaniu. Z tego powodu biskup z Paderborn Franz Kaspar Drobe poprosił ówczesnego biskupa chełmskiego Jana von Martwitz o księdza polskiego na pracę duszpasterską wśród Polaków w Zagłębiu Ruhry. Biskup chełmski mianował to tego trudnego zadania księdza Szotowskiego, który już w marcu 1884 roku zamieszkał w byłym klasztorze redemptorystów w Bochum. Mnisi opuścili klasztor w czasie walk rządowych z kościołem katolickim (Kulturkampf Bismarcka).
Najpierw ksiądz Szotowski musiał poznać środowisko, w którym miał pracować. Nie czekał na swoich parafian w kościele, lecz wyruszył do ich zakładów pracy i osiedli. Z pomocą niemieckich proboszczów udawał się w podróż poza granice swojej diecezji np. do Düsseldorfu, do polskich pracowników w portowym mieście Hamburg. Pierwsza niedziela w miesiącu była zarezerwowana dla Polaków w Bochum, w drugą niedzielę była odprawiana msza święta w Dortmundzie, a w trzecią w Gelsenkirchen. Tylko w ostatnią niedziele zmieniały się poszczególne miejscowości, gdzie były odprawiane msze święte. Pierwsze trzy dni w tygodniu ksiądz Szotowski rezydował w Bochum, a od czwartku odwiedzał inne miejscowości, gdzie obok odprawienia mszy świętej, słuchał spowiedzi, odwiedzał ubogich, pokrzywdzonych przez los, brał udział w pogrzebach, ślubach, chrztach.
Był wielkim propagatorem nowych stowarzyszeń Polaków i reformatorem również starych i nowych organizacji polskich. Bardzo ważnych elementem jego posługi duszpasterskiej było świecenie sztandarów nowych polskich organizacji i stowarzyszeń. W Bochum udało mu się już po roku pracy zorganizować Związek świętej Barbary. Pod koniec swojej pracy na terenach niemieckich miał około 20 związków –założonych na polsko-katolickim fundamencie. Największym sukcesem księdza Szotowskiego w Niemczech było to, że udało mu się narzucić polską racje stanu wszystkim – nowym i starym stowarzyszeniom polskim. Przedtem poszczególne polskie stowarzyszenia mocno forsowały swoje regionalne pochodzenie np. Śląsk, Warmia.
Obok nurtu ogólnopolskiego udało się księdzu Szotowskiemu wprowadzić pewne regulacje religijne jak np. obowiązkowy udział we mszy świętej, regularną spowiedź i modlitwę codzienna.
Nie dziwi fakt, że ksiądz Szotowski od samego początku znalazł się na celowniku pruskiej policji. Z jednej strony władza pruska była zadowolona, że ksiądz ma wpływ na moralność polskich migrantów, ale z drugiej strony z niepokojem obserwowała jego prężną działalność. Donosy i groźba poważnych kłopotów spowodowały, że w trzecim roku pobytu w Bochum zawiesił swoją działalność .
1 kwietnia 1890 r. ksiądz Szotowski został oficjalnie odwołany z funkcji duszpasterza polskiego w Bochum. Ciężka praca kosztowała księdza Szotowskiego dużo siły i zdrowia. Po powrocie do Pelplina z powodu braku pracy i poważnych kłopotów zdrowotnych musiał zwrócić się do rejencji gdańskiej o zasiłek. Dopiero w 1893 roku po objęciu probostwa w kaszubskim Chmielnie doszedł znowu do dawnej dyspozycji i sił.
Na Kaszubach ksiądz Szotowski włączył się w wir pracy gospodarczej i patriotycznej. Już w roku 1894 został członkiem zarządu polskiego Towarzystwa Rolniczego, które z jego inicjatywy powstało. Działał też w strukturach Banku Ludowego, a od 1902 r. opiekował się polskim Towarzystwem Robotników w Olsztynie, był mocno związany jako autor z „Gazetą Gdańską”. Należał prawie do swojej śmierci w 1911 r. do Toruńskiego Towarzystwa Naukowego. Obok swojego członkostwa w „Straży” był również prezesem Komitetu Wyborczego na powiat kartuski w 1907 roku.
Nie zapominał o swoich kaszubskich parafianach. Kaszubską kulturę uważał za część polskiej kultury. Był wielkim admiratorem pieśni kaszubskiej. Ale był na tyle odważny i sprawiedliwy, że krytykował swoich Kaszubów za uleganie germanizacji np. w przypadku umieszczania na nagrobkach niemieckich treści zamiast kaszubskich czy polskich.
Włączył się bardzo aktywnie w strajki szkolne na Kaszubach w roku 1906/1907. Dzieci kaszubskie strajkowały, bo rząd pruski wprowadził na lekcji religii obowiązkowy język niemiecki. Trzeba nadmienić, że lekcja religii katolickiej była jednym przedmiotem w szkole, wykładanym po polsku. Ksiądz Szotowski zwołał w Chmielnie wiec, którego efektem był pisemne zażalenie do władz pruskich. Postrzegany przez Prusaków jako agitator polskości, musiał nawet stanąć przed sądem w Kartuzach w 1908 roku. Władze pruskie zezwoliły księdzu Szotowskiemu na katechizowanie polskich dzieci w języku polskim, ale kaszubskie miały być uczone po niemiecku. W Chmielnie do szkoły uczęszczały wyłącznie dzieci kaszubskie i niemieckie. Propozycja władz okazała się mistyfikacją.
Ksiądz Szotowski zmarł 27 sierpnia 1911 roku w Chmielnie. Tylko w Chmielnie w szpitalu dla ubogich, którego ksiądz Szotowski był inicjatorem, figuruje tabliczka pamiątkowa. Czy Bochum nie powinno upamiętnić tego wielkiego kapłana kościoła katolickiego tablicą pamiątkową?
Krzysztof Patok
Miło było czytać, o biskupczaninie. W Chmielnie jest również ulica poświęcona temu księdzu, nie chwaląc się w Biskupcu byłem pierwszą osobą która upubliczniła jego notę biograficzną, przy okazji setnej rocznicy plebiscytu na Warmii, i tu mam pytanie, czy archiwa w Bochum mają jego fotografię?:) bo w Pelplinie archiwum diecezjalne się spaliło. Pozdrawiam z południowej Warmii